
Ociekające krwią
Mija
jedenasta godzina jazdy, a Mansy nadal nie widać na horyzoncie. Siostra Loreene
zatrzymuje samochód. Zewsząd zaczynają się zbiegać małe czarne twarze z
talerzami pomidorów, ułożonych w stożki. Siostra rozgląda się. Nie macie
słodkich ziemniaków? Dziewczynka kręci głową i przybliża siostrze białą miskę.
Nie widzę co jest w środku, ale po ociekającej krwistej barwie ścianek,
domyślam się, że to mogło przed chwilą żyć. Zaraz słyszę głośne siostry: „To
dla was”. Przełknęłam ślinę. Właścicielka mobilnego sklepiku, zaczyna
szukać widelca. Wkłada parę kawałków do woreczka. I już oglądamy to z bliska na
tyle samochodu. Uff… To nie mięso, a przynajmniej nie ocieka krwią.
Konsystencja
gąbki, zapach mydła, barwa mięsa. – „Co to jest?” – „zambijskie mięso” słyszę
odpowiedź z pierwszego, bardziej obeznanego w zambijskich zwyczajach rzędu.
Utarte orzeszki z korzeniem granatu. Ciekawe… Ciekawszy smak… A najciekawsze co dzieje się z żołądkiem
jeszcze przed skończeniem pierwszego kawałka. Na szczęście w pojeździe
zaopatrzonym nie tylko w zambijski specjał, znalazła się spora ilość kwasu,
zamknięta w butelce. Cola okazała się wystarczającym lekarstwem dla
niespokojnego żołądka.
Po paru
postojach siostry dobiliśmy do celu. Mansa. Równie inspirująca co ociekające krwią
zambijskie miski. Dreszczyk emocji na widok tego co w środku, niedowierzanie,
ze to właśnie chodzi o Ciebie, podjęty krok, którego już nie cofniesz, a potem
wielka rewolucja… w życiu.