niedziela, 15 maja 2016

Z Maryją do Zambii

Tajemnice Radosne

1. Zwiastowanie Maryi, iż jest matką Syna Bożego.

Ona powiedziała tak. Przyjęła wolę Pana Boga, nie wiedząc co ją czeka.

Dla każdego z nas Pan Bóg ma zadania. Pytanie, czy my zgadzamy się je wykonać?
Do Kennedy'iego zadanie przyszło w postaci siostry salezjanki. Ten wysoki, sprawny chłopak właśnie w najlepsze grał w kosza, gdy zauważył, że ktoś mu się przygląda. To siostra – stała przy boisku. Kiedy piłka potoczyła się w jej stronę, podniosła i podając ją Kennedy'iemu spojrzała mu prosto w oczy. Po grze podeszła i zapytała wprost: „Nie chciałbyś pomóc nam w oratorium dla dzieci? Potrzebujemy liderów, którzy będą organizować im zabawy...”. Chłopak tylko się zaśmiał. On i dzieci? Nigdy. On nie lubi dzieci, działają mu na nerwy i generalnie tylko przeszkadzają. Siostra się nie poddała: „Może przyjdziesz na tydzień, zobaczysz jak to działa i później zdecydujesz?”. Zgodził się, przyszedł, został. Teraz jest jednym z bardziej aktywnych liderów w naszym oratorium, od dwóch lat pomaga w szkole garażowej, dzieci go uwielbiają. Twierdzi, że w przyszłości chce otworzyć szkołę dla biednych dzieci. Zaczęło się od jednego „tak”.

Maryjo, nasza Matko, ucz nas mówić „tak” dla nawet najbardziej niemożliwych i z pozoru nierealnych pomysłów Pana Boga.

2. Nawiedzenie świętej Elżbiety.

Maryjo przemierzałaś tyle kilometrów, na własnych nogach, po to aby tylko odwiedzić swoją przyjaciółkę.

Ciężko w Mansie o podwózkę, dzieci nie mają rowerów, rodziców też nie stać na samochody. Wczoraj już o 6:30 przed domem sióstr czekał Patrick. Przyszedł sam. Przyszedł prosić siostrę o przyjęcie go do szkoły. Po zakończeniu rozmowy podwozimy go do miasta, skąd przyszedł. Lecz jego dom okazał się być dalej niż się spodziewałyśmy. Musiał wyruszyć z domu około 4:30, żeby być już na 6:30 u sióstr Salezjanek. Tak bardzo chcę się uczyć, że kilometry go nie przerażają. A przecież szkoła i dom sióstr jest w tym samym miejscu.

Maryjo, Ty miałaś tyle siły, żeby iść tak wiele dni z Jezusem pod sercem i to bez żadnej pomocy. Prosimy dodawaj nam otuchy w podążaniu do naszych celów.

3. Narodzenie Pana Jezusa.

Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. (Łk, 2,10-11)

Jezus narodził się dzisiaj w oratorium, kiedy zazwyczaj dumny Salomon, wytłumaczył młodszemu koledze matematykę. Narodził się, kiedy Royd na przerwie podzielił się swoim jednym kawałkiem pieczonego słodkiego ziemniaka z dziećmi dookoła. Przyszedł w postaci jednego z liderów, który pomógł zorganizować dzieci, gdy my opadłyśmy już z sił. Odwiedza nas codziennie razem z chmarą dzieci, która co rano wpada do szkoły. Narodził się, kiedy Moses przepuścił małego Patsona w kolejce po tobwe na śniadanie.

Maryjo, która urodziłaś Zbawiciela i przyniosłaś Światu radość, naucz nas na każdym kroku rozpoznawać w naszym życiu Boga i przyjmować go zawsze gdy do nas przychodzi.

4. Ofiarowanie Pana Jezusa w Świątyni.

Józef i Maryja ofiarowują Jezusa w Świątyni. Swojego jedynego syna, najcenniejszą rzecz w ich życiu. Chcą, żeby to Bóg wziął go w swoją opiekę.

Co jest dla Ciebie najcenniejsze? Co Ty możesz ofiarować Bogu? Godfrey nie ma za wiele. Życie młodego chłopaka w Zambii nie jest proste – trudno znaleźć pracę, nie ma wsparcia od rodziny, nie ma więc też pieniędzy. Jedyne co ma to swój czas i siłę. To właśnie postanowił poświęcić dla tych, którzy mają jeszcze mniej. Codziennie od poniedziałku do piątku, o 7.30 stawia się w szkole garażowej, żeby ofiarować swój czas i wiedzę najbiedniejszym dzieciom z naszej dzielnicy. Tym które nie potrafią pisać i czytać, tym które nie potrafią się zachować, ze względu na sytuację w rodzinie. Widzi, że jeśli oddaje to co ma najcenniejsze Bogu, On wyciąga z tego jeszcze więcej dobra.

Maryjo, która nie wahałaś się ofiarować swojego Syna w świątyni, ucz nas ofiarowywać Bogu całych siebie, nasze mocne i słabe strony, nasze radości i smutki, by On mógł wydobywać z nas dobro.

5. Odnalezienie Jezusa w Świątyni.

Kiedy tylko Józef i Maryja spostrzegli, że Jezusa nie ma z nimi zaczęli go szukać. Odnaleźli go tam gdzie przynależał – w domu Ojca. Tu dzieci nikt nie szuka. Chodzą tu i tam, pozostawione same sobie. Jacka siostry znalazły pod Shopritem – jedynym supermarketem w Mansie. Chodził od samochodu do samochodu prosząc o kilka kwacha. Jack nie ma taty a mama choruje i często leży w szpitalu – chłopiec próbuje zebrać pieniądze na leki. Siostry salezjanki zajęły się nim – przyjęły do szkoły i zapewniły wszystko co potrzebne jest do nauki. W tym roku Jack ukończył podstawówkę. Na placówce Don Bosco czuje się jak w domu. Ten opuszczony, zagubiony chłopak zaczyna dostrzegać, że ma Ojca, który szuka go zawsze, gdziekolwiek by się nie znalazł.



Maryjo, pomagaj nam zawsze odnajdywać Chrystusa w naszym życiu. Dawaj nam pewność, że nie jesteśmy sami. Prosimy Cię za wszystkie opuszczone dzieci – przyprowadzaj je do domu naszego Ojca.



Tajemnice Światła

1. Chrzest Pana Jezusa w Jordanie.

Chrzest a raczej Jego brak jest dla leniwego Stewarda przeszkodą w byciu w pełni przy Jezusie. Jego rodzice, gdy był mały nie interesowali się Bogiem i Steward żyje bez chrztu. Za to jest blisko rodziny salezjańskiej, jest dobrym wychowawcą i ma dobry kontakt z dziećmi. Często uczestniczy we Mszy Świętej i uczęszcza na różne spotkania o tematyce religijnej. Ale bez chrztu nie może przystępować do komunii świętej, czyli nie może w pełni uczestniczyć w Eucharystii. Chce być blisko Jezusa, ale wciąż się boi. Nie jest gotowy na podjęcie decyzji o przyjęciu chrztu. Zły wlewa mu tyle wątpliwości, że nie chce już o tym myśleć. Chrzest jest cennym darem, który dostaliśmy od Pana, dzięki naszym rodzicom. Ale mając chrzest, możemy i tak zbywać Pana Boga, nie chcieć Go znać i unikać spotkania z Nim. Może i decyzję o przyjęciu chrztu podjęli za Ciebie Twoi rodzice, ale decyzję o byciu przy Jezusie musisz już podjąć sam. To że mamy chrzest to nie znaczy, że jesteśmy bliżej Pana Boga niż Steward.

Panie ochrzczony w rzece Jordan, wlej w nas pragnienie spotkania z Tobą.

2. Objawienie Pana Jezusa na weselu w Kanie.

Zróbcie cokolwiek wam powie” Czy jesteś w stanie to zrobić? Cokolwiek Ci powie? Czy w ogóle rozumiesz co do Ciebie mówi, przez różne sytuacje w Twoim życiu? Jeśli Ty sam nie rozumiesz sposobu jakim Pan do Ciebie mówi, po prostu Go nie słuchasz.

Nie znamy bemba, języka którym posługują się mieszkańcy Mansy. Mimo wszystko dzieci idąc do szkoły powinny znać język angielski i w większości rzeczywiście go znają. Lecz, gdy mówimy do nich po angielsku, nawet coś bardzo znaczącego, to nieraz możemy gadać ile sił, a dzieci nie chcą nas słuchać. Jednak gdy nasz przyjaciel Zambijczyk, który pomaga nam uczyć w szkole garażowej, zaczyna mówić po bemba, dzieci słuchają jak zaczarowane. Raz zapytałyśmy ze zdziwieniem, o czym do nich mówił. Odpowiedział, że tłumaczył im jak utrzymać toaletę w czystości.

Może Jezus Ci się objawia każdego dnia, próbując coś przekazać, a Ty nie chcesz go słuchać, bo myślisz że do Ciebie nie mówi. Panie dodaj mi wiary i otwórz oczy na słowa które do mnie wypowiadasz.


3. Głoszenie przez Pana Jezusa Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia.

Siostra Maria, nasza przełożona wspólnoty, pochodzi z Włoch, i jest jedyną kobietą tutaj, do tego białą, która potrafi załatwić wszystko co chce z Zambijczykami. Jest w tym wszystkim bardzo mądra i kochająca. Nigdy nie działa dla ich szkody, a wręcz przeciwnie dba o ich interesy. Uczy i wychowuje. Siostra nie traci czasu, wszędzie gdzie idzie zabiera ze sobą Jezusa i mówi o nim kiedy tylko nadarza się okazja. Ludzie jej słuchają i często przychodzą po porady, i to nie tylko katolicy. A do Ciebie kto ostatnio przyszedł się poradzić, bo zobaczył jak żyjesz i jakie światło od Ciebie bije.

Panie Ty byłeś pierwszym tak wiarygodnym głosicielem, dodaj mi odwagi, abym z godnością mógł reprezentować Ciebie tu na ziemi.


4. Przemienienie na górze Tabor.

Przemienienie Pana Jezusa trwało chwilę. A ile potrzeba czasu, żeby przemienić własne serce?

Albatowi zajęło to trochę. Był uczniem naszej szkoły i był wyjątkowo roztargnionym i nieposłusznym chłopcem. Nikogo nie słuchał, wszędzie było go pełno, a gdy coś nie szło po jego myśli wpadał w szał i zaczynał wykrzykiwać coś po bemba, że nikt nie był w stanie go uspokoić. Trzeba było przy nim stać, żeby nie zrobił nikomu krzywdy i czekać aż się sam uspokoi. Miał co ciekawe, niezwykłą zdolność, zmieniania swoich przyjaciół. Chłopcy, którzy zaczynali się z nim trzymać, stawali się jeszcze gorsi od niego. On za to nie zważał na nikogo. Do czasu. Zaczął chodzić na zajęcia taneczne. Zebrał parę pochwał. I nagle zaczął się bardziej starać, i to nie tylko na tańcach. Zaczął słuchać, przestał bić i zastraszać kolegów, nie wpadał już tak często w szał. Co się stało? Czyżby trochę zainteresowania jego osobą zdziałało cuda? To też była tylko chwila, która zmieniła Albata nie do poznania.

A jak Ty pozwalasz, by Pan zmieniał Twoje serce? Czy ma do niego dojście? Panie przemieniony na górze Tabor, przychodź i odmieniaj moje serce każdego dnia, by mogło lepiej Cię widzieć.

5. Ustanowienie Eucharystii.

Eucharystia. Czym ona dla mnie jest? Godzinnym występem, z księdzem w roli głównej? Miejscem gdzie mogę się pokazać w nowych ubraniach przed sąsiadami? Dla Petera na pewno Msza Święta nie jest tym. Jest niewidomy od urodzenia, a jednak każdego ranka przychodzi sam   na poranną Eucharystię, by śpiewać i uwielbiać Pana, jak mówi: „za Jego dobroć”. Ma niesamowity głos, którym ubogaca czas modlitwy, a na uwielbieniu, po Komunii Świętej, z wdzięczności, wychodzi na środek i zaczyna tańczyć dla Pana. Tylko dla Pana. Bo taniec jest bardzo specyficzny, nigdy wcześniej nie widział tańca, więc robi to jak czuję, dlatego nie zbiera pochwał i nie dba o to. Przychodzi dla Pana. Eucharystia jest jego codzienną siłą.

Jezu Ty ustanowiłeś Eucharystię i wiesz jaką ma moc pokonywania naszych codziennych trosk. Otwórz nam oczy jak otworzyłeś Peterowi na wspaniałość Twego daru.





Tajemnice Bolesne

1. Modlitwa Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym.

Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22,44)

Rana na nodze jest brzydka. Wychodzi z niej mięso a spod strupa sączy się ropa. Muszę igłą usunąć brud i drzazgi, które dostały się pod skórę. Patrzę na Agnes – w jej drobnej twarzy dostrzegam jedynie wielkie, brązowe oczy, które wyrażają po prostu strach. Uśmiecham się do niej pokrzepiająco i przystępuję do pracy. Oczyszczam ranę, dezynfekuję, na koniec nakładam antybiotyk i zaklejam. Przez cały czas, dziewczynka ani drgnęła. Mimo wielkiego strachu, pozwoliła mi działać, nawet jeśli bardzo bolało.

Maryjo, Twój Syn doświadczył tak strasznej trwogi, aż do krwawego potu. W chwili udręki nie uciekał przed swoimi lękami, tylko pogrążył się w modlitwie. Ucz nas przeżywać nasze lęki świadomie, jak On, byśmy za Jego przykładem stawiali im czoła. Ucz nas pokory, byśmy w chwilach słabości potrafili zwracać się o pomoc do ludzi i do naszego Ojca.

2. Biczowanie Pana Jezusa.

Raz za razem, ciosy padają na poranione plecy. Ile można? Skąd Pan Jezus wziął siłę, żeby to znieść?
Nasz przyjaciel ma padaczkę, trudno mu znaleźć pracę, musi żyć z tą chorobą, często odwiedzać szpital. Nie dawno przebył ciężką malarię. Zaraz potem jego siostra miała wypadek samochodowy – obie nogi w gipsie, Kennedy musiał przejąć opiekę nad dwoma siostrzenicami. Udało mu się otworzyć biznes – fryzjer męski. Tydzień temu złodzieje obrabowali jego lokal – wynieśli maszynki do strzyżenia, telewizor, telefony klientów, które tam się ładowały. Ile można? Ile jeszcze można znieść ciosów? Kennedy nie traci zaufania. Zamiast się załamać i przekląć los, dziękuje Bogu za ludzi, którzy w tych sytuacjach mu pomagają. Z przekonaniem twierdzi, że Bóg ma go w swojej opiece.

Maryjo, nasza Matko, dawaj i nam te pewność. Pozwalaj nam widzieć swojego Syna w każdym cierpieniu. Ucz nas z niego czerpać siłę i Jemu oddawać nasz ból.

3. Cierniem ukoronowanie.
Poniżenie, szyderstwo, śmiech. Jesteś królem, oto Twoja korona!
Bright nie radzi sobie na lekcjach. Chłopak ma już 14 lat a z trudem kopiuje wyrazy z tablicy. Wychował się na ulicy, więc ciężko mu się skupić, nie do końca rozumie co do niego mówimy. Bardzo się stara, ale czasami to tak bardzo boli – być najgorszym w grupie rówieśników. Czasem czuje się tym tak bardzo poniżony. Mimo, że czasami reaguje złością i nie potrafi się uspokoić, Bright nas ciągle zaskakuje. Potrafi przeprosić i chętnie zostaje po lekcjach powtórzyć matematykę. Z pokorą przyjmuje swoją słabość i patrzy z wdzięcznością na to co inni mu dają.

Maryjo, Twój Syn zniósł poniżenie korony cierniowej. Módl się za nami, żebyśmy potrafili przyjmować nawet te niesprawiedliwe upokorzenia.

4. Dźwiganie krzyża przez Pana Jezusa.

Mathiews jest w szóstej klasie podstawówki. Ma duże, ciemne oczy i szeroki uśmiech. Nie ma za to nogi. Gdy był dzieckiem ukąsił go wąż, a rodzice na wsi leczyli go domowymi sposobami. Kiedy trafił do szpitala, było już za późno, trzeba było amputować nogę od kolana w dół. W oratorium widać go z daleka, kiedy skacze o kuli. Nie są to specjalne, wyprofilowane kule – kula Mathiewsa jest tylko jedna, zbita z czterech kawałków drewna, ze starą gąbka pod pachą, żeby było choć trochę wygodniej. On dźwiga swój krzyż codziennie – codziennie bierze do ręki ciężką kulę i rusza do szkoły, z uśmiechem na twarzy. Nie raz wywraca się i upada prosto w błoto pory deszczowej. I zawsze się podnosi.

Maryjo, pomóż nam brać swój krzyż tak jak Jezus. Pomóż nam podnosić się mimo ciężaru który powala.

5. Śmierć na krzyżu.

Zawodzenie kobiet jest głośne i przerażające. Ludzie krzyczą i padają na ziemię przy trumnie, pogrążeni w żalu. Zmarł dziadek naszej uczennicy. Pogrzeb trwa już trzeci dzień. Był żywicielem rodziny, opiekunem i rodzicem. Mama i tata Sandry zmarli kiedy ona była jeszcze mała. Sandra siedzi obok mnie, cała się trzęsie a oczy ma pełne łez. Nie wie co będzie dalej. Na pogrzeb schodzi się cała okolica. Przyjaciele, sąsiedzi, dalsza rodzina. Wszyscy współuczestniczą w smutku.

Maryjo, Twój Syn cierpiał i umarł na Twoich oczach. Pomóż nam znosić smutek po odejściu bliskich i daj nam widzieć w śmierci nadzieję na Życie Wieczne.






Tajemnice Chwalebne

1.Zmartwychwstanie Pana Jezusa.

Julias, drobny chłopiec z bystrymi oczyma, wszędzie gdzie się pojawiał, wprowadzał zamęt. Cichutki ale jak chciał, potrafił tak wbić szpilę, że ciężko było ją wyciągnąć. Raz wbił w czasie bójki, z całej siły, koledze długopis w oko. Nie był świadomy konsekwencji, dopóki nie zobaczył jaką krzywdę mu wyrządził. Całę szczęście, poszkodowany chłopiec, nie stracił wzroku, ale Julias zrozumiał, że mógł swoją siłą go nawet zabić. Nie mogłyśmy zrozumieć, dlaczego Pan dopuszcza do takich sytuacji wśród dzieci. Ale jak zawsze Pan Bóg potrafi z najgorszych rzeczy wyprowadzić dobro. Julias jakby narodził się na nowo. Stał się aniołkiem, zaskoczył nas wszystkich, bo zmienił się zupełnie. Stał się pomocny i przestał rozrabiać, dzisiaj dba o kolegów i nie wdaje się w bójki. Panie Ty tworzysz wszystko nowe, przez Twoje zmartwychwstanie budzisz ludzi do nowego życia. Dotknij mnie Twoim zmartwychwstaniem i stwórz we mnie nowe życie.

2. Wniebowstąpienie Pana Jezusa.

Kapya Saviour, Terence, Jafet, Chilufia... nie jest łatwo spamiętać czterdziestkę dzieci z takimi imionami. Ale próbujemy, bo gdy dzieci usłyszą, że pamiętamy je po imieniu, one się nie cieszą, one rosną w dumę, a uśmiech długo nie schodzi z ich twarzy. Czasem się zawstydzają i nie chcą nawet spojrzeć nam w oczy. I takie małe urocze stworki, potrafią odwzajemnić się dobrymi, ale jak bardzo ważnymi drobiazgami. Uśmiechem, wytarciem tablicy, poustawianiem krzeseł czy zamieceniem sali. Nie robią tego bo muszą, robią to bo kochają. A czy drogą do Nieba nie są właśnie takie drobne codzienne dowody miłości? Panie ucz nas jak wypełniać naszą codzienność drobnymi gestami, które pomogą nam wstąpić razem z Tobą do Nieba.

3. Zesłanie Ducha Świętego.

Apostołowie siedzieli zamknięci w wieczerniku. Przestraszeni chowali się za zamkniętymi drzwiami.

Pius też chował się przed ludźmi, przez trzy lata. Właśnie trzy lata temu miał wypadek. Był liderem w grupie akrobatów, w naszym oratorium, ich występy były niezwykłe – salta, skoki przez płonące obręcze... Niestety, pewnego razu Pius wylądował za materacem. Ten żywy, dwudziestoletni , niezwykle wysportowany chłopak teraz nie może się ruszać. Jest sparaliżowany a jego ręce powykręcane są w dziwny sposób... Przez trzy lata siedział zamknięty w domu, ledwo dopuszczał znajomych, żeby go odwiedzali. Ale coś się wydarzyło. Tak jak apostołów dotknął go Duch Święty i teraz mimo swojej sytuacji, Pius jest osobą dającą nadzieję innym. W Wielki Poniedziałek przyjął Chrzest Święty. Odważnie rozmawia ze swoimi rówieśnikami o Bogu.

Dlaczego Ty siedzisz zamknięty? Dlaczego zamykasz swe serce przed innymi ludźmi i przed samym Bogiem? Dlaczego się boisz? Maryjo, pomóż nam odkrywać w sobie dary Ducha Świętego, byśmy bez strachu mogli świadczyć, że Chrystus Zmartwychwstał.


4. Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny.

To pewnie nie było takie łatwe do pojęcia dla otaczających ją bliskich, może mieli pytania, może żal do Pana Boga. Dlaczego nie zostawił Maryi dłużej na ziemi, na pewno ludzie bardzo potrzebowali Jej mądrości, matczynej opieki. Czy po tym wydarzeniu nie pozostała w ich sercach jedynie pustka? Jak pustka po stracie ojca, którą przeżywa, Abraham, Dicson i Alex. Po tygodniowej nieobecności, wrócili do szkoły tak rozbici i zamyśleni. Mimo, że chodzili zawsze w podartych spodniach, to w domu czuli się najbezpieczniej. Dla młodych chłopców strata Ojca jest jak odcięcie ręki. Kto ich wychowa? Kto pokaże jak żyć, jak stać się mężczyzną? Jest taka osoba, może to zrobić Jezus. Tylko On może wypełnić pustkę po stracie kogoś bliskiego, ale tylko wtedy, gdy sami na to pozwolimy. Wierzę, że chłopcy Mu na to pozwolą. Są na dobrej drodze, wiedzą, że Jezus i Maryja zawsze będą na nich czekać. Za to ja tak, często nie dostrzegam, że brak mi Jezusa. Maryjo pomóż mi wypełnić pustkę, którą mam Twoim synem.

5. Ukoronowanie Maryi na Królową Nieba i Ziemi.

Maryja jest naszą Królową. Jej królowanie jest pełne miłości i opieki, troski o to by każde z jej dzieci dotarło do życia wiecznego.

Ba Jespa, kucharka sióstr nie wybrała bycia mamą. Ale stała się nią, kiedy jej siostra umarła osierocając trójkę dzieci. Mimo, że dzieci nie traktują jej jak swojej mamy, buntują się i nie chcą słuchać, ona z wielką miłością poświęca im swoje życie. Od rana sprząta i gotuje u sióstr, by móc posłać dzieci do szkoły, zawsze jest cierpliwa i pełna spokoju. Tutaj, gdzie dzieci tak często pozostawione są same sobie, gdzie nawet gdy maja matkę, nie mają wystarczającej opieki, nikt nie dba o ich ubranie ani o to czy zjadły, jest to piękny przykład poświęcenia i miłości.

Maryjo, Ty która królujesz miłością , nasza Matko, ucz nas kochać i prowadź nas bezpiecznie do swojego Syna.



sobota, 23 stycznia 2016

Nowy rok - Nowy początek


W Zambii nowy rok szkolny zaczyna się wraz z nowym rokiem kalendarzowym. I nasza Mansa University, czyli szkoła garażowa po miesięcznej przerwie została na nowo otwarta. Jeszcze tydzień temu zastanawiałyśmy się jak znaleźć dzieci, które chciałyby się uczyć, a których rodzice nie mają pieniędzy, żeby posłać je do prawdziwej szkoły. W Zambii edukacja jest płatna, więc nie wszystkie dzieci mają możliwość nauki. Mansa University jest właśnie dla takich dzieci.

Mimo naszych obaw nie musiałyśmy wcale daleko szukać. W poniedziałek rano, wyszłyśmy z naszego domku i już przy garażu stały pierwsze, gotowe do nauki dzieci. W różnym wieku, nawet pięciolatki, zerkały to raz na mnie, to na Zosię wielkimi oczami z wielką nadzieją, że przyjmiemy je do szkoły.

Zaczęły się zapisy i nasze koślawe pytania w bemba: „Ni webo nani ishina?” – „Jak się nazywasz?”, „Walesambilila kwisa?” – „Czy chodziłeś już wcześniej do szkoły?” Te maluchy jeszcze nie mówią po angielsku.

Byłyśmy zaskoczone, że aż tyle dzieci przyszło się zapisać. W końcu musiałyśmy odmawiać przyjęcia i to była najcięższa część zadania. Mamy teraz kosmiczną liczbę dzieci jak na nasz mały garaż, aż 40 maluchów i wciąż przychodzą nowe. Na szczęście nie daleko mamy insake –zadaszone miejsce z tablicą, do której jedna z nas bierze połowę uczniów i tam prowadzi lekcje. Są tam tylko ławki bez miejsc do pisania, ale to nie przeszkadza naszym uczniom, zgięte w pół, ale wciąż z radością próbują notować literki w nowo dostanych zeszytach. Mają tyle zapału do nauki, przychodzą jeszcze długo przed rozpoczęciem zajęć o 7:30.
   
Zaczynamy poznawać i dostrzegać, które dziecko ma z czym problem, a kto z czym wyprzedza inne dzieci. Brait np. jest wysokim jak na swój wiek chłopcem, którego siostra M. przyprowadziła z pod shoprite - głównego sklepu w mieście. Od dawna już nie chodził do szkoły i praktycznie wychowywał się na ulicy. Widać to po jego zachowaniu, ma problemy ze skupieniem i jak zacznie coś gadać w bemba to nie może przestać. Ale przychodzi. Chce się uczyć. Gdy mu zwracamy uwagę, schyla głowę i od razu przeprasza. Po lekcjach, gdy czasem zostaję z nim, żeby nadgonić matmę, okazuję się, że wszystko szybko zaczyna rozumieć, i kiedy chcę kończyć, słyszę tylko: „Nie! Kontynuuj, kontynuuj!” Jest mądrym i wbrew pozorom dobrym chłopcem, potrzebuję tylko, żeby ktoś na chwilę zwrócił na niego uwagę, odezwał się do niego po imieniu, albo usiadł na dwadzieścia minut i wytłumaczył ułamki. Takiej uwagi potrzebuję, każde dziecko z naszego Mansa University, jest to oczywiście niewykonalne przy takiej liczbie dzieci, ale gdy przedstawiamy się i usłyszą wypowiadane przez nas ich imiona, duma i uśmiech długo zostaje na ich twarzy.
         
Jest wiele pracy, a dzieci pochłaniają dużo naszej energii. Dzień przed rozpoczęciem szkoły, dopadło mnie zniechęcenie i strach, że na nowo nie będzie wolnej godziny w ciągu dnia, żeby odpocząć, że trzeba będzie cały czas coś wymyślać dla dzieci, a ja mam już pustkę w głowie. Ale kiedy, obudziłam się następnego dnia i zobaczyłam spragnione naszej uwagi dzieci, strach miną, a Pan przyszedł z mocą i nowymi pomysłami.

Czasem, gdy mamy zrobić coś dobrego, postawić gdzieś, kolejny krok, krótko przed tym przychodzi zwątpienie i strach i właśnie to jest znaczący moment, nie można wtedy się poddać! Bo, gdy przejdę już ten moment, cały wcześniejszy strach wyda mi się tylko śmiesznym żartem. I dopiero wtedy mogę zobaczyć, ile mogłoby się nie zdarzyć, gdybym zdezerterowała na półmetku.

Czasem wystarczy tylko otworzyć garaż. Czasem drzwi swojego domu, aby się odważyć, albo w końcu powiedzieć Panu: „tak” na wszystko, cokolwiek ma dla nas przygotowane, a On już zajmie się resztą.



niedziela, 8 listopada 2015

Rozmnożenie rybek


W południe w Mansie jest bardzo ciepło nie tylko przez palące słońce, ale też przez emocje jakie dostarczają nam dzieci i nie mniej ich nauczyciele.

Ostatnio prowadziłyśmy w przedszkolu zajęcia artystyczne. Tam dzieci, kiedy widzą człowieka i to do tego białego, otaczają  go z każdej strony, tak że nie może ruszyć nogą ani ręką i krzyczą - „Mami, mami!”

I wtedy nie było inaczej. Po słodkim natarciu próbuję wejść do sali, nie jest łatwo, moja masa zwiększa się wraz z napotkanym maluchem, wyglądamy i poruszamy się jak wielka bańka wstańka.
Ale to nic po „magicznym” słowie w Bemba - „wystarczy”, dzieci wracają na swoje miejsca.

Zaraz okazuje się, że nasze zajęcia mają trwać o połowę dłużej niż to było planowane. Niech i tak będzie, pół godziny więcej szczęścia.

Mamy przygotowane 23 rybki do kolorowania. Ok. Zaczynam liczyć dzieci, bo coś mi się wydaje, że jest ich chyba trochę więcej… 57, 58, 59. - „Zosia jest 59 dzieci.” Na co Zosia patrzy na mnie ze szczerym niedowierzaniem i bólem w oczach i mówi: „To niemożliwe...” Ok, ja też mam pewne wątpliwości, co do mojego poprawnego liczenia wiercących się dzieci, więc zaczynam liczyć jeszcze raz. To prawda, było 59 maluchów.

Na szczęście niechcący wzięłyśmy ze sobą ścinki z wycinania pierwszych rybek i jakimś cudem udało się jej pomnożyć. W naszej wyobraźni rybki miały być kolorowe pełne wzorków, które potem trafiłyby na morską makietę. Jednak zanim zdążyłyśmy rozdać je wszystkie, połowa klasy trzymała już w ręku gotowe jednokolorowe rybki, pokolorowane jedną kredką którą wręczyła im nauczycielka.

Mimo tego frajdy było co nie miara. Dzieci w Mansie uwielbiają kolorować.


Okazało się że nasze plany nie są najważniejsze. A my mamy kogoś, kto nas ratuje, gdy coś idzie nie tak. Uczymy się odbijać od brzegu, z tym co mamy, czyli czasem z niczym, i wierzyć Panu, że nigdy nie zostawia nas samych. 


niedziela, 18 października 2015

Ociekające krwią


Mija jedenasta godzina jazdy, a Mansy nadal nie widać na horyzoncie. Siostra Loreene zatrzymuje samochód. Zewsząd zaczynają się zbiegać małe czarne twarze z talerzami pomidorów, ułożonych w stożki. Siostra rozgląda się. Nie macie słodkich ziemniaków? Dziewczynka kręci głową i przybliża siostrze białą miskę. Nie widzę co jest w środku, ale po ociekającej krwistej barwie ścianek, domyślam się, że to mogło przed chwilą żyć. Zaraz słyszę głośne siostry: „To dla was”. Przełknęłam ślinę.  Właścicielka mobilnego sklepiku, zaczyna szukać widelca. Wkłada parę kawałków do woreczka. I już oglądamy to z bliska na tyle samochodu. Uff… To nie mięso, a przynajmniej nie ocieka krwią.

Konsystencja gąbki, zapach mydła, barwa mięsa. – „Co to jest?” – „zambijskie mięso” słyszę odpowiedź z pierwszego, bardziej obeznanego w zambijskich zwyczajach rzędu. Utarte orzeszki z korzeniem granatu. Ciekawe… Ciekawszy smak…  A najciekawsze co dzieje się z żołądkiem jeszcze przed skończeniem pierwszego kawałka. Na szczęście w pojeździe zaopatrzonym nie tylko w zambijski specjał, znalazła się spora ilość kwasu, zamknięta w butelce. Cola okazała się wystarczającym lekarstwem dla niespokojnego żołądka.

Po paru postojach siostry dobiliśmy do celu. Mansa. Równie inspirująca co ociekające krwią zambijskie miski. Dreszczyk emocji na widok tego co w środku, niedowierzanie, ze to właśnie chodzi o Ciebie, podjęty krok, którego już nie cofniesz, a potem wielka rewolucja… w życiu.