niedziela, 18 października 2015

Ociekające krwią


Mija jedenasta godzina jazdy, a Mansy nadal nie widać na horyzoncie. Siostra Loreene zatrzymuje samochód. Zewsząd zaczynają się zbiegać małe czarne twarze z talerzami pomidorów, ułożonych w stożki. Siostra rozgląda się. Nie macie słodkich ziemniaków? Dziewczynka kręci głową i przybliża siostrze białą miskę. Nie widzę co jest w środku, ale po ociekającej krwistej barwie ścianek, domyślam się, że to mogło przed chwilą żyć. Zaraz słyszę głośne siostry: „To dla was”. Przełknęłam ślinę.  Właścicielka mobilnego sklepiku, zaczyna szukać widelca. Wkłada parę kawałków do woreczka. I już oglądamy to z bliska na tyle samochodu. Uff… To nie mięso, a przynajmniej nie ocieka krwią.

Konsystencja gąbki, zapach mydła, barwa mięsa. – „Co to jest?” – „zambijskie mięso” słyszę odpowiedź z pierwszego, bardziej obeznanego w zambijskich zwyczajach rzędu. Utarte orzeszki z korzeniem granatu. Ciekawe… Ciekawszy smak…  A najciekawsze co dzieje się z żołądkiem jeszcze przed skończeniem pierwszego kawałka. Na szczęście w pojeździe zaopatrzonym nie tylko w zambijski specjał, znalazła się spora ilość kwasu, zamknięta w butelce. Cola okazała się wystarczającym lekarstwem dla niespokojnego żołądka.

Po paru postojach siostry dobiliśmy do celu. Mansa. Równie inspirująca co ociekające krwią zambijskie miski. Dreszczyk emocji na widok tego co w środku, niedowierzanie, ze to właśnie chodzi o Ciebie, podjęty krok, którego już nie cofniesz, a potem wielka rewolucja… w życiu.       


     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz